Artoor |
Wysłany: Pon 10:08, 12 Cze 2006 Temat postu: "Marsz Czarnych Diabłów" |
|
Walki Polaków na frontach II wojny światowej z oczywistych względów zawsze cieszyły się w naszym kraju dużym powodzeniem, tak wśród autorów – historyków i dziennikarzy, jak i czytelników. Dzieje polskich jednostek bojowych stały się tematem wielu wartościowych opracowań. W ostatnich latach także za granicą zaobserwować można rosnące zainteresowanie losami Polaków podczas II wojny światowej. W 2005 r., wśród kilku prac na ten temat, ukazała się także książka poświęcona 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka pt. „The Black Devil’s March. A Doomed Odyssey. The 1st Polish Armoured Division 1939-1945” autorstwa Evana McGilvraya, historyka zajmującego się dziejami Polskich Sił Zbrojnych i polityką rządu Rzeczypospolitej na emigracji. Dzięki Wydawnictwu Rebis książka ta zawitała także do księgarń w naszym kraju. Polskie wydanie pracy nosi tytuł: „Marsz Czarnych Diabłów. Odyseja dywizji pancernej generała Maczka”.
Książka Evana McGilvraya poświęcona jest tak naprawdę szlakowi bojowemu 10. Pułku Strzelców Konnych, jednej z jednostek 1. Dywizji Pancernej, która walczyła od sierpnia 1944 do 8 maja 1945 roku, przemierzając Normandię, Belgię, Holandię i północne Niemcy aż do Wilhelmshaven. Wybór 10. Pułku Strzelców Konnych jako głównego „bohatera” pracy nie jest rzecz jasna przypadkowy, gdyż jednostka ta praktycznie cały czas stanowiła szpicę ataku dywizji gen. Maczka, dokonywała rozpoznania kierunków natarcia i wykonywała manewry oskrzydlające przeciwnika. W sposób szczególny wyróżniała się więc spośród innych jednostek dywizji i jej dzieje z pewnością można uznać za najciekawsze.
Wąskie spektrum autora w żadnym wypadku nie może być traktowane jako wada. A jednak taka koncepcja pracy była dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Przyczyną zamieszania okazał się zupełnie nieadekwatny i mylący tytuł książki, odnoszący się do 1. Dywizji, a więc także i do innych współtworzących ją jednostek. Niestety, w pracy McGilvraya znajdziemy o dywizji generała Maczka jako całości tylko zupełnie podstawowe informacje. Dlatego też, moim zdaniem, traktowanie „Marszu Czarnych Diabłów” inaczej niż jako monografii 10. Pułku Strzelców Konnych byłoby nieporozumieniem.
McGilvray omawia wydarzenia raczej na chłodno, w sposób uporządkowany, chronologiczny. Nie ma miejsca na rozważania dotyczące dylematów dowódców, doświadczeń i przeżyć żołnierzy, inaczej rzecz mówiąc – ludzkiego wymiaru wojny. Na pierwszym planie znajduje się rekonstrukcja wydarzeń z pola bitwy, widzianych głównie z perspektywy związków taktycznych, a nie ludzi. Autor jest wyraźnie zdystansowany i nie oddaje głosu świadkom wydarzeń, nie ma relacji z pierwszej ręki, co moim zdaniem bardzo zubaża pracę. Nie znajdziemy także żadnych sensacji, tajemnic ani zagadek, co w przypadku tak dobrze opracowanego i znanego historykom tematu nie powinno akurat nikogo dziwić. Jedyne, co burzy spokój, by nie powiedzieć monotonię, autorskiej narracji to nierzadko mocno polemiczne komentarze tłumacza, Jarosława Kotarskiego, który z zupełną swobodą prostuje twierdzenia McGilvraya, wytykając mu błędy, nieścisłości i wzbogacając wywód o wiele pominiętych informacji. Uważam, iż praca tłumacza w dużym stopniu przyczyniła się do zwiększenia wartości merytorycznej książki i jak najbardziej zasługuje na słowa uznania.
„Marsz Czarnych Diabłów” jest napisany w sposób zupełnie przyzwoity. Styl autora ocenić należy jako prosty i zrozumiały, choć wyraźnie brak dziennikarskiego polotu, z jakim mogliśmy się spotkać chociażby w „Bursztynowej Komnacie” C. Scott-Clark i A. Levy’ego. Co charakterystyczne dla tego typu monografii, narracja jest mocno przesycona nazwami jednostek i obco brzmiących miejscowości, przez co lektura staje się czynnością dosyć mozolną. Dla nieprzyzwyczajonego czytelnika może to stanowić poważną barierę. Dlatego też uważam, że „Marsz Czarnych Diabłów” przeznaczony jest raczej dla osób, które interesują się wojskowością i działaniami bojowymi w czasie II wojny światowej i zetknęły się wcześniej z tego typu literaturą.
Wydanie książki jest wysoce profesjonalne. Charakterystyczny dla Wydawnictwa Rebis styl opracowania graficznego okładki jest, w mojej ocenie, bardzo atrakcyjny. Mocną stroną książki są także cztery wkładki z fotografiami bardzo wysokiej jakości i solidna, niemal perfekcyjna redakcja tekstu. Z pewnością dla wielu czytelników atutem będzie także spora czcionka, ułatwiająca lekturę. W „Marszu Czarnych Diabłów” znajduje się również kilka mapek, obrazujących ogólny przebieg szlaku bojowego dywizji generała Maczka. Zabrakło natomiast bardziej dokładnych map, które przedstawiałyby manewry niezwykle przecież mobilnego 10. Pułku Strzelców Konnych. Śledzenie szczegółowego opisu działań bojowych pułku, któremu nie towarzyszy równie precyzyjna graficzna interpretacja, jest zadaniem bardzo trudnym. Czytelnikowi pozostaje w zasadzie polegać na własnej wyobraźni.
„Marsz Czarnych Diabłów”, choć nie pozbawiony wad, jest jednak dobrą, starannie opracowaną monografią. Dla wszystkich miłośników II wojny światowej, którzy lubują się zwłaszcza w historii zmagań i biorących w nich udział jednostek bojowych, jest to, w moim przekonaniu, pozycja jak najbardziej warta uwagi. Dla pozostałych czytelników lektura może stanowić pewne wyzwanie. Jeśli jednak macie odrobinę cierpliwości i chcecie poznać losy 1. Dywizji Pancernej, a w szczególności 10. Pułku Strzelców Konnych, sięgnijcie do „Marszu Czarnych Diabłów”. |
|