Artoor |
Wysłany: Pon 10:01, 12 Cze 2006 Temat postu: "Moja wojna" |
|
Zawsze fascynowały mnie opowieści ludzi morza. Po pierwsze, dlatego, iż mają oni niezwykle bogaty bagaż doświadczeń, przygód i anegdot. A po wtóre, „brać marynarska”, pewnie ze względu na specyfikę służby i szczególny dobór członków, potrafi bardzo plastycznie przedstawić swe niezwykłe doświadczenia. Co chyba najbardziej charakterystyczne, zupełnie zbędne jest dla marynarzy wyszukane słownictwo i maniery językowe. Wystarczy, że przekaz jest prosty i klarowny, a treść ciekawa. Dlatego też z wielką przyjemnością sięgnąłem ostatnio po wspomnienia komandora porucznika Andrzeja Kłopotowskiego – ostatniego dowódcy polskiego okrętu podwodnego, zasłużonego w bojach, ORP „Dzik”.
Kmdr por. Kłopotowski urodził się w 1917 r. Swoje wspomnienia rozpoczyna od okresu młodzieńczego, kiedy po zdaniu matury zdecydował się na wstąpienie do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Toruniu i tym samym rozpoczęła się jego marynarska kariera. Z rozrzewnieniem i dumą wspomina spędzone na trudnym i niezrozumiałym wówczas, ale, jak się później okazało, niezwykle przydatnym, szkoleniu. „Podczas jego trwania odbywało się kształtowanie naszych charakterów, jednak bez niszczenia naszego człowieczeństwa”. Czas studiów minął wszakże szybko i rozpoczęła się służba. Polskę opuścił Kłopotowski na pokładzie niszczyciela ORP „Błyskawica”, który udał się wraz z „Gromem” i „Burzą” do Wielkiej Brytanii, aby prowadzić walkę z Niemcami u boku Royal Navy. Na okręty podwodne autor przeszedł już w czasie wojny. Jak wspomina: „Pierwsze zetknięcie z okrętem podwodnym było potworne. Ten, kto wymyślił coś podobnego, musiał być geniuszem. Na niewielkiej przestrzeni zmieszczono wszystko: torpedy, składy amunicji i żywności, setki rur i tysiące zaworów, zbiorniki, diesle, motory i baterie! Konstruktor zapomniał tylko o jednym szczególe – miejscu dla trzydziestu marynarzy, którzy tam mieli żyć, oddychać i może nawet umierać”. Jednak to właśnie na okrętach podwodnych odniósł kmdr Kłopotowski największe sukcesy. Najpierw odbył on kurs nawigacyjny na ORP „Wilk”, następnie służył na bliźniaczych ORP „Sokół” i „Dzik”, by w końcu objąć dowództwo tego ostatniego. Jak z dumą odnotowuje autor, patrole „Sokoła” i „Dzika” na Morzu Śródziemnym stały pod znakiem licznych, nieraz bardzo spektakularnych zwycięstw. Brytyjczycy, będąc pod wrażeniem wyczynów polskich podwodników, nazywali ich bliźniacze okręty „terrible twins”. Jest w tym także zasługa kmdra Kłopotowskiego.
A. Kłopotowski jest jednak osobą bardzo skromną. O swoim wkładzie mówi niewiele. Za to całą trzecią część książki poświęcił na przedstawienie historii swoich kolegów, walczących na ścigaczach „S-2” i „S-3”. Należy dodać, że jest to część wyjątkowo ciekawa. Dowiedziałem się z niej np. tego, iż ścigacze artyleryjskie były pomysłem Polaków i to właśnie na wniosek naszych marynarzy brytyjska Admiralicja rozpoczęła budowę serii tych niezwykle zwinnych i dobrze uzbrojonych okrętów.
„Moja wojna” to jednak nie tylko wspomnienia ze szkolenia i walki. Jak na marynarza z krwi i kości przystało, autor nie mógł pominąć w opowieści m.in. przygód z kobietami. Ponadto, w czwartej części książki, Kłopotowski opisuje swoje powojenne losy, kiedy, po zapanowaniu w Polsce komunistycznego reżimu, zdecydował się pozostać w Wielkiej Brytanii i próbował sił w biznesie. Na koniec autor dzieli się swoimi przeżyciami związanymi z powrotem do Polski w roku 1990 i z zaszczytem zasiadania w Kapitule Orderu Virtuti Militari. Wspomnienia kmdr por. Kłopotowskiego zamyka krótka refleksja nad przemijaniem i życiem marynarza, który „się nie starzeje. Od roku 17 do 21 to u marynarza okres szkolny. Następny wiek – od 21 do 80 lat – to czas pracy”.
„Moja wojna” jest doskonałym przykładem książki napisanej, jeśli można się tak wyrazić, po marynarsku, a więc z werwą i prostym, bezpośrednio trafiającym do wyobraźni czytelnika językiem. To, moim zdaniem, ogromna zaleta. Żałowałem tylko, że poszczególne rozdziały wspomnień kmdra Kłopotowskiego są tak zwięzłe i krótkie. O wszystkim chciałoby się usłyszeć znacznie więcej, bo życie marynarza służącego na okręcie podwodnym jest naprawdę obfite w wszelkiego rodzaju doznania. Myślę, że autor mógłby śmiało napisać pięćsetstronicową autobiografię i byłaby ona tak samo, jeśli nawet nie bardziej, interesująca.
Odnośnie wspominanych przeze mnie wątków damsko-męskich, które również znalazły się w „Mojej wojnie”, muszę powiedzieć, że autor ujmuje wszystko jak prawdziwy gentleman, w charakterystycznym, przedwojennym stylu. Wspomnienia A. Kłopotowskiego cechuje wysoka kultura, ale nie brakuje w nich zawadiackiej nutki. O ileż nasza językowa rzeczywistość byłaby barwniejsza, gdyby przedstawiciele późniejszych pokoleń potrafili pisać i wysławiać się równie pięknie, jak pokolenie przedwojenne…
Jeśli chodzi o historyczną wartość poznawczą, to książka ta nie wnosi nic nowego, aczkolwiek myślę, że czytelnik może w niej znaleźć trochę faktów, z których nie zdawał sobie być może sprawy. Tak było w moim przypadku. Oczywistym jest także, że zadanie wspomnień nie polega na tworzeniu nowej wizji historii, tak więc absolutnie dziełu Andrzeja Kłopotowskiego niczego w tej dziedzinie zarzucać nie można.
Jedyne, co w tej książce wydało mi się nie do końca słuszne, to wybór tytułu. Wprawdzie najważniejszą częścią tych wspomnień dla większości czytelników jest na pewno opowiadająca o wojennych losach kmdr Kłopotowskiego część druga, najbardziej ze wszystkich obszerna, ale de facto stanowi ona mniej niż połowę książki. Ponadto „Moja wojna” ukazuje autora dużo szerzej niźli tylko jako marynarza. Dlatego też w mojej ocenie tytuł książki jest co najmniej nieprecyzyjny. Zdecydowanie polecałbym go zmienić.
Na koniec kilka słów o wydaniu wspomnień Andrzeja Kłopotowskiego. Wydawnictwo Finna po raz kolejny spisało się bardzo dobrze. Jego „Seria z kotwiczką”, do której należy również „Moja wojna”, należy do moich ulubionych cykli wydawniczych. Choć czasami zdarzają się w nim drobne błędy, to książki zawsze przygotowane są w sposób porządny. Tak również jest w przypadku „Mojej wojny”. Twarda oprawa, poprawnie opracowana okładka, bardzo czytelny układ tekstu, nieodłączna wkładka ze zdjęciami o generalnie dobrej jakości i ciekawe aneksy zamieszczone na samym końcu (sprawozdanie z dziewiątego patrolu ORP „Dzik” na Morzu Śródziemnym przedrukowane z dziennika bojowego okrętu kmdr B. Romanowskiego oraz schematy i dane taktyczno-techniczne ORP „Dzik”) stanowią dodatkowe zalety.
„Moja wojna” jest więc książką, która zasługuje jak najbardziej na uwagę szerokiego grona czytelników. Wspomnienia kmdr por. Andrzeja Kłopotowskiego w bardzo przystępny sposób pozwalają posmakować wszystkim „szczurom lądowym” marynarskiego żywota, a przy okazji poznać niezwykłego człowieka, jakim jest autor. Polecam. |
|