Artoor |
Wysłany: Pon 9:58, 12 Cze 2006 Temat postu: "Falaise 1944" |
|
Wydawnictwo Bellona zdążyło już chyba wszystkich przyzwyczaić do profesjonalizmu i wysokiej jakości publikowanych przez siebie książek. Wiele z nich to prawdziwe „perełki” dla miłośników historii i militariów. Również o jednej z jej serii wydawniczych, zatytułowanej „Historyczne bitwy”, miałem do tej pory jak najlepsze zdanie. Niestety musiałem zweryfikować swój światopogląd, gdy w moje ręce trafiło dzieło Jadwigi Nadziei, z tejże właśnie serii, pt. „Falaise 1944”. Nie będę ukrywał... to najgorsza książka o tematyce drugowojennej, jaką kiedykolwiek czytałem. Bardzo się dziwię, że szacowny Dom Wydawniczy Bellona dopuścił ją w ogóle do druku.
Zasadniczym tematem książki jest bitwa o Falaise, stoczona we Francji w 1944 r., w której chwalebną rolę odegrała polska 1. Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Stanisława Maczka. Autorka przedstawia nieco szersze spektrum wydarzeń, bowiem raczy nas zapoznać na samym początku również z zarysem genezy i przebiegu operacji „Overlord”, następnie zaś z historią powstania i rozwoju jednostki pancernej gen. Maczka. Dopiero po tym zawarty jest właściwy opis bitwy, podzielony na trzy fazy. Tak więc generalna konstrukcja książki wydaje się być zupełnie racjonalna i właściwa. Gdy jednak zejdziemy z poziomu ogólników do samego tekstu, to przed naszymi oczami stanie widok okropny.
Czytając „Falaise 1944” doznałem nieodpartego wrażenia, że autorka nigdy wcześniej nie zajmowała się tematyką wojenną i napisała tą książkę „na zlecenie”. W tekście panuje niesamowity bałagan wątków, autorka wielokrotnie wybiega wprzód, by za chwilę znów się cofnąć. Pomiędzy poszczególnymi fragmentami bardzo często nie występują jakiekolwiek związki przyczyno-skutkowe, brak jest ciągłości myśli. Jednym słowem: chaos.
Zabiegiem nagminnie stosowanym przez Jadwigę Nadzieję, który doprowadzał mnie w trakcie lektury do szewskiej pasji, jest powtarzanie tych samych informacji, czasem nieznacznie zmienionych, a czasem dosłownie przepisanych z innego fragmentu. I nawet nie chodzi tu o kilkunastokrotne wymienienie w książce, że dowódcą 21. Grupy Armii był marszałek Bernard Law Montgomery. Mam na myśli całe powtarzające się sekwencje tekstu, zdarza się nawet, że co dwie strony. Żeby nie być gołosłownym posłużę się cytatami. Na stronie 19 czytamy:
„Grupa Armii „G” (dowódca gen. Johannes Blaskowitz) obejmowała 1 armię i 19 armię. Pozostawały one na południe od Loary po granicę Francji z Włochami i Szwajcarią. Grupie Armii „G” powierzono obronę wybrzeża Zatoki Biskajskiej i Morza Śródziemnego. Główny jednak wysiłek tej Grupy Armii koncentrował się nad Cieśniną Kaletańską”.
Dwie strony dalej, jeszcze w tym samym rozdziale, autorka pisze:
„Grupa Armii „G” (dowódca: gen. Johannes Blaskowitz) pozostająca na południe od Loary po granicę Francji z Włochami i Szwajcarią, broniła wybrzeża Zatoki Biskajskiej i Morza Śródziemnego. Była ona o wiele słabsza od Grupy Armii „B”. Jej dowódca zajmował kwaterę w Tuluzie”.
Oprócz kilku nowych, drugorzędnych informacji jest to zasadniczo ten sam tekst. Nie wiem czemu ten mało przyjemny dla czytelnika zabieg miał służyć. Być może autorce wyznaczono pułap stron, który jej praca musiała osiągnąć, i w związku z tym zastosowała metody sztucznego wydłużania tekstu. Jakby nie było, świadczy to bardzo źle zarówno o autorce jak i wydawnictwie, wpływając fatalnie na formę i odbiór książki. Takie przykłady można by jeszcze długo mnożyć, ale nie mam na to ochoty.
Kopiowanie fragmentów tekstu może świadczyć jeszcze o jednym – niedoborze informacyjnym autorki. Postanowiłem się przekonać jak wyglądało jej przygotowanie do pisania „Falaise 1944” i zajrzałem do bibliografii. Okazało się, że lista wykorzystanej literatury w cale nie jest krótka, w porównaniu z innymi książkami z serii „Historyczne bitwy”. Jednak, jak pokazuje życie, zwykle nie liczy się ilość, lecz jakość. W bibliografii „Falaise 1944” można znaleźć przede wszystkim wspomnienia i pamiętniki uczestników bitwy, zarówno ze strony alianckiej, jak i niemieckiej. Odbija się to swoistym „piętnem” na tekście.
Autorka bardzo często posługuje się cytatami, przytacza wiele interesujących anegdot. Niestety spojrzenie na indywidualne losy żołnierzy wielokrotnie dominuje nad opisem generalnego przebiegu bitwy. Nie jest to w mojej ocenie zaletą. Czytelnik zatraca z oczu całość wydarzeń, jest przerzucany od kompanii do kompanii. Proporcje zdecydowanie zostały zachwiane, książkę czyta się po prostu źle, co związane jest także z nieudolnym wplataniem w tekst biografii uczestników bitwy.
Uderzyło mnie również to, że Jadwiga Nadzieja skupia się często na zupełnie zbędnych dla przebiegu bitwy o Falaise wątkach. Przykładowo pisze o ostrzeliwaniu Wielkiej Brytanii pociskami V1 i V2, pozostawiając to bez jakiegokolwiek komentarza. Nie jest nam dane dowiedzieć się, jaki był tego związek z operacją w Normandii. Za to dosyć szczegółowo autorka przedstawia zmiany personalne w polskich dywizjonach lotniczych w latach 1943-1944. Po co?
Narracja J. Nadziei jest dosyć zróżnicowana, wydaje się, w zależności od tego, z jakiego źródła w danym momencie pisania książki korzystała. Bardzo często sili się na wprowadzenie dynamizmu, charakterystycznego dla pamiętników czy opowiadań. Zdania w stylu: „Następnego dnia już od rana żołnierze zaczęli sobie przygotowywać śniadanie. Wtem na linii ubezpieczeń rozległy się strzały, Nieco później doprowadzono grupę esesowców” są absolutną normą. W połączeniu z bardzo licznymi cytatami z pamiętników otrzymujemy na poły książkę akcji. Nie tego oczekiwałem, kupując „Falaise 1944”.
W książce spotkać można także najzwyklejsze błędy. Przykładowo: pani Nadzieja na stronie 72 pisze o niemieckiej Grupie Pancernej „Western”, na stronie 84 wspomina o czołgu PzKW-4 (i tłumaczy skrót jako Panzerkraftwagen), a dwie strony wcześniej raczy nas fragmentem, który mnie osobiście wprowadził w osłupienie:
„Niemcy silnie wzmocnili ten odcinek bronią pancerną. Między innymi 90 działami 88 mm, ściągniętymi z obrony przeciwlotniczej z Belgii i Holandii”.
Czyżby więc autorka nie miała pojęcia o czym pisze? Być może tak, nie jest jednak moim zamiarem dochodzenie prawdy w tym względzie. Ale niestety, czytanie takich farmazonów w książce wydanej przez Bellonę było dla mnie bardzo przykre.
Na koniec wspomnę o nielicznych zaletach „Falaise 1944”. Przede wszystkim nosi ona kilka pozytywnych cech, które są właściwe całej serii „Historyczne bitwy”, a więc żadna w nich zasługa autorki. Mam na myśli poręczny, niewielki format, bardzo ładnie ilustrowaną okładkę oraz niezwykle przystępną cenę (15 PLN). Natomiast jakość zdjęć załączonych w środku książki jest w większości przypadków bardzo słaba. Można się było postarać o lepszy dobór materiału. Szkoda również, że w „Falaise 1944” umieszczono tylko jedną mapę. Nie można na niej znaleźć wielu miejscowości, wymienianych w tekście i wydawałoby się istotnych dla wywodu autorki.
Niestety, moja ogólna ocena książki Jadwigi Nadziei „Falaise 1944” jest bardzo niska. Lektura ta pozostawiła w mojej pamięci same nieprzyjemne wspomnienia i będzie mi się kojarzyć z brakiem profesjonalizmu. Bardzo się zawiodłem, również na wydawnictwie Bellona. Okazuje się, że nie można do końca zaufać dobrej marce. W przyszłości będę wybierał książki z większą ostrożnością. |
|